W ramach Piątkowych Wieczorów na drugą Drogę krzyżową ruszyliśmy w rodzinnym wątku zabierając ze sobą zdjęcia/twarze osób (z rodziny), z którymi być może jakoś tak coś nie gra… można też było zabrać ze sobą twarz brata/siostry, który mieszka… w nas…
Na mozaikach naszej Drogi krzyżowej mogliśmy zobaczyć wiele twarzy – twarze popękane… Z bliska niekształtne, z daleka nabierają spójności… A w życiu, chyba inaczej, twarze widziane z daleka są zimne, niewyraźne, sami domalowujemy brakujące rysy i wychodzą nam nieraz nawet i potwory… a zbliżając się, co oczywiście jest nie łatwe, czasami wręcz jak droga krzyżowa, możemy zobaczyć czyjeś prawdziwe rysy, twarz, na której, gdzieś w głębi jest wypisany Jego obraz…